Kryzys Kurzej Tożsamości: Jak Przerobiłam Się na Drób
Mój kryzys tożsamości, ten prawdziwy, epicki kryzys, zaczął się nad miską z martwym kurczakiem. Tak, nad biednym, niegdyś dumnym ptakiem, do którego wrzucałam zioła i czosnek, przygotowując kolejny, jakże porywający, obiad dla rodziny. I wtedy to poczułam – tę małość, tę trywialność mojego istnienia. W jednej chwili, niczym w kiepskim filmie science fiction, zaczęłam identyfikować się z tym martwym drobiem, którego miałam zaraz wrzucić do garnka.
To ja, ta sama ja, która kiedyś rozwijała się, miała marzenia, imprezowała z gronem znajomych, była aktywna zawodowo, a teraz? Stałam się kurą domową. I to taką pełną gębą, bo będąc matką karmiącą, nie wolno mi nic poza paradowaniem nocami z cyckami na wierzchu. Bez wspomagania i znieczulenia, od których tak ciężko się powstrzymać w zaistniałych okolicznościach. Grzecznie każdego dnia powtarzam rutynę przekazywaną z babki prababki, a mój jedyny bunt to ewentualnie przepieprzenie rosołu.
Wycieczka do Krainy Szczęśliwości
Jako że, jak wspominałam, aktualna sytuacja z uzależnieniami mojego Miśka jest nieco zaostrzona, a ja zamiast z tym walczyć, wchodzę w to jak w masełko (bo przecież trzeba zidentyfikować skalę problemu, prawda?), zrobiliśmy sobie małą wycieczkę. To był prawdziwy event! Przyjemnie było wyjść z domu, przejechać te parę kilometrów i nie oglądać tylko czterech ścian, w międzyczasie zmieniając pampersa, a drugą ręką mieszając zupę. Czysta rewolucja!
Ale czy to normalne, że zazdrość mnie zżera, jak widzę Jego, teleportującego się do krainy szczęśliwości, podczas gdy ja gderam znad garnków o moim poczuciu niższości? Biczuję się, że wybrałam drogę, która jest tak daleka od bycia „cool”, jednocześnie będąc zapewnianą, niby w żartach, że to znalezione przeze mnie moje “miejsce na ziemi”? Tak, moje miejsce na ziemi to kuchnia, w której udaję kurczaka.
Granica i Pokusa, Czyli Miłość vs. Hulaj Dusza
Wspominałam już, że czasem mam ochotę rzucić wszystko w diabły, zrobić zwrot o 180 stopni i wrócić do czasów pod tytułem „hulaj dusza, piekła nie ma”? Do tego czasu, kiedy moim największym zmartwieniem było to, czy zmieszczę się w imprezową kreację?
Nie wiem, kiedy dotrę do tej granicy, ale wiem, że kryzysy takie jak ten nie pomagają. Oby miłość okazała się silniejsza niż pokusa. Bo jak na razie, moja miłość walczy z wewnętrznym kurczakiem, który ma ochotę uciec z garnka i poprowadzić balangę.